DizzyX pisze:SUPER.DAWID pisze: Czemu mam płacić OC za pojazd którym nie jeżdżę bo jest na przykład po kolizji i nie da rady jeździć
Odpowiedź, cytat z
https://ubea.pl/Po-co-OC-przez-caly-rok ... ul%2C1621/
Kod: Zaznacz cały
Podstawowym argumentem przemawiającym za ciągłym ubezpieczaniem auta jest fakt, że odszkodowanie z OC jest wypłacane nie tylko za szkody, do których doszło w trakcie jazdy.
Ubezpieczyciel odpowiada bowiem za wszystkie zdarzenia, do których doszło w związku z ruchem pojazdu, a według ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych za szkodę powstałą w związku z ruchem uważa się również taką powstałą podczas i w związku z:
- wsiadaniem do pojazdu mechanicznego lub wysiadaniem z niego;
- bezpośrednim załadowywaniem lub rozładowywaniem pojazdu mechanicznego;
- zatrzymaniem lub postojem pojazdu mechanicznego.
(...)
Stosunkowo łatwo można więc wyobrazić sobie szkody, do których może dojść, pomimo że auto stoi nieużywane na parkingu przez kilka miesięcy. Jako przykład podajmy sytuację, kiedy na skutek samozapłonu samochodu zaparkowanego na ulicy całkowicie zniszczony został także pojazd stojący obok. Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej orzekł (sygn. akt. II Ca 767/13), że ubezpieczyciel powinien odpowiadać za skutki tego pożaru i wypłacić odszkodowanie właścicielowi zniszczonego auta.
Czyli panowie z Ubea sami sobie zaprzeczają. Bo w myśl prawa o ruchu drogowym zarówno zatrzymanie jak i postój mogą odbywać się tylko i wyłącznie na drogach publicznych, w strefach ruchu i strefach zamieszkania. Zresztą sami podają przykład auta zaparkowanego na ulicy, od którego spaliły się inne pojazdy. Przechowywanie auta w prywatnym garażu, stodole, na prywatnej działce tudzież motocykla na strychu NIE JEST w myśl kodeksu drogowego ani zatrzymaniem, ani postojem. Więc argument wskazany przez Ubea traci rację bytu. I sądzę, że chyba nam wszystkim nie chodzi o przetrzymywanie rozpadającego się rupiecia na złość sąsiadom pod blokiem, tylko o możliwość nieponoszenia bezzasadnych kosztów związanych z przechowywaniem prywatnego pojazdu na prywatnym terenie.
Argument z rusznikarzem mocno nietrafiony. Po pierwsze, broń palna jak i amunicja do niej stanowią towar koncesjonowany, na posiadanie którego wymagane jest pozwolenie. Nie dziwota, że trzeba było stworzyć odpowiednie procedury, gwarantujące, że broń trafiająca w ręce osoby nieposiadającej takowych zezwoleń jako makieta faktycznie tą makietą jest. I nie dziwota, że w tym celu należało wyznaczyć specjalne punkty usługowe, gwarantujące rzetelność przeprowadzonej operacji. Pojazd nie jest towarem koncesjonowanym, samochód może posiadać każdy. Także osoba nieposiadająca prawa jazdy, całkowicie niezdolna do kierowania z uwagi na stan zdrowia, a nawet pozbawiona uprawnień wyrokiem sądu. Skoro tak, t zbyteczne byłoby wprowadzanie odrębnych zasad "pozbawiania cech bojowych" auta, bo i po co? To raczej tak jak z telewizorem, który podlega pod abonament tylko wówczas, kiedy jest gotowy do odbioru programu TV. Dlatego nie trzeba płacić abonamentu np. za Beryla 102,który po cyfryzacji nie jest w stanie odbierać żadnego programu, ale i za współczesny telewizor, o ile nie dysponujemy instalacją antenową/kablową pozwalającą na odbiór. Tak samo powinno być z samochodem, który znajduje się poza drogami wymienionymi enumeratywnie w prawie o ruchu drogowym, czyli w tym ruchu nie uczestniczy.
Poza tym sytuacja posiadacza pojazdu wygląda słabo nawet na tle przepisów o broni i amunicji. Tam wystarczy licencjonowany rusznikarz, tu nawet gdybyś przedstawił sto zaświadczeń od rzeczoznawców że pojazd jest absolutnie niezdatny do użytku to i tak OC musisz płacić, póki go fizycznie nie zlikwidujesz.
Wizja milionów aut jeżdżących bez OC po uchyleniu tego przepisu tyleż sensacyjna, co fałszywa. Ten, co faktycznie chce jeździć bez OC to poradzi sobie i w obecnej sytuacji. Jest dokładnie odwrotnie - wśród milionów pojazdów zarejestrowanych bez OC ponad 90% stanowią dziś auta, których fizycznie nie ma, kolejnych kilka procent to "pojazdy" wrastające w garażu czy na strychu. Te, które jeżdżą bez OC to według statystyk UFG zaledwie kilkadziesiąt tysięcy, podczas gdy "ciemna liczba" szacowana jest na ładnych kilka milionów.
Cała historia z niemożnością wyrejestrowania ma związek nie tyle z ubezpieczeniami, ile z coraz powszechniejszą paranoją "eko", na której różne cwaniaki kręcą niezłe lody. Nieprzypadkowo pomysł z OC za stojące auta najsilniej popierają organizacje reprezentujące autozłomy, a nie ubezpieczycieli. Coraz częściej pojawiają się pomysły z kategorii "używania zamiast posiadania", a prym wiodą w tym różne branże związane z odpadami. Ostatnio jedna z tego typu "organizacji odzysku" opublikowała raport, piętnujący Polaków za chomikowanie starych telefonów komórkowych w szufladach. Ani słowa nie ma w nim o prawie własności, o tym, że jak ktoś nabył rzecz to ma prawo ją trzymać ile chce, ani że chowanie telefonu w szufladzie nijak nie zanieczyszcza otoczenia. Zamiast tego propaganda, jak to trzeba oduczyć ludzi tego typu nawyków. Szmondakom marzy się świat, w którym nie kupujesz przedmiotu jako swe wyłącznej własności tylko z niego korzystasz, a po zakończeniu korzystania oddajesz albo złomujesz. PRL przy tych pomysłach to softcore - tam szedłeś, wyrejestrowywałeś i miałeś w nosie. Jak nie był to Horch czy inny Mercedes SSK, którym ewentualnie mógł zainteresować się imć Tabencki, to mogłeś gnić za stodołą nawet pół wieku i wszyscy szanowali twoje prawo....