Sens remontu od A do Z - wątek finansowo-filozoficzny.
Sens remontu od A do Z - wątek finansowo-filozoficzny.
Autor nie zamierza nikogo przekonywać do swoich racji, wręcz przeciwnie, z chęcią przyjmie słowa krytyki.
OK...Więc mam sobie te trzy jeździdełka. Mińska w tej chwili składam, już stoi na kołach z błotnikami. Ale widzę co widzę - tu by się przydało chromowanie galwaniczne, tam nowe duperszwance, gdzies jeszcze można by coś odświeżyć.
Ale zacząłem liczyć. Potem zajrzałem na OLX. Następnie stwierdziłem, że gdybym wpadł w kolejny życiowy zakręt, o co naprawdę nietrudno i musiał sprzedać jednoślad - nikt mi tych pieniędzy nie zwróci. NIKT.
Remont Poloneza skutecznie wyleczył mnie z takich pomysłów.
Druga sprawa. Zrobić moto jak na wystawę i co dalej? Żal każdej ryski na lakierze, żal gdy się zabrudzi...Nie nie nie - ja mam nadzieję, że mój motorek będzie się nadawał do normalnej eksploatacji i będzie ubłocony, zakurzony, możliwe że obdrapany za to EKSPLOATOWANY.
Oczywiście co innego gdy posiadamy Sokoła 1000 a co innego w przypadku mojego Mińska. Taplanie w błocie tego pierwszego byłoby zbrodnią.
Kolejna rzecz, do której musiałem sam dojść z czasem to trywialny i stary jak świat wniosek - jak działa to nie ruszaj.
Nie ruszam elementów na których nie ma rdzy. Nie rozbieram silnika, jeśli działa dobrze. Eksloatuję co mam, a usterki jeśli są, same wyjdą - wcześniej czy później. Pozwoli to również uniknąć rozczarowania gdy ktoś nakręcony jak szczerbaty na suchary kupi swój pierwszy klasyk, rozbierze na śrubki, właduje niebotyczne pieniądze w imię zasad a pierwsza jazda po remoncie go rozczaruje...Bo nie tak to sobie wyobrażał. Druga rzecz to im więcej rozbierzemy, tym trudniej wszystko to później złożyć do kupy, tym dłużej to trwa bo doba ma przecież tylko 24 godziny...
To se pogadałem - czekam na riposty.
OK...Więc mam sobie te trzy jeździdełka. Mińska w tej chwili składam, już stoi na kołach z błotnikami. Ale widzę co widzę - tu by się przydało chromowanie galwaniczne, tam nowe duperszwance, gdzies jeszcze można by coś odświeżyć.
Ale zacząłem liczyć. Potem zajrzałem na OLX. Następnie stwierdziłem, że gdybym wpadł w kolejny życiowy zakręt, o co naprawdę nietrudno i musiał sprzedać jednoślad - nikt mi tych pieniędzy nie zwróci. NIKT.
Remont Poloneza skutecznie wyleczył mnie z takich pomysłów.
Druga sprawa. Zrobić moto jak na wystawę i co dalej? Żal każdej ryski na lakierze, żal gdy się zabrudzi...Nie nie nie - ja mam nadzieję, że mój motorek będzie się nadawał do normalnej eksploatacji i będzie ubłocony, zakurzony, możliwe że obdrapany za to EKSPLOATOWANY.
Oczywiście co innego gdy posiadamy Sokoła 1000 a co innego w przypadku mojego Mińska. Taplanie w błocie tego pierwszego byłoby zbrodnią.
Kolejna rzecz, do której musiałem sam dojść z czasem to trywialny i stary jak świat wniosek - jak działa to nie ruszaj.
Nie ruszam elementów na których nie ma rdzy. Nie rozbieram silnika, jeśli działa dobrze. Eksloatuję co mam, a usterki jeśli są, same wyjdą - wcześniej czy później. Pozwoli to również uniknąć rozczarowania gdy ktoś nakręcony jak szczerbaty na suchary kupi swój pierwszy klasyk, rozbierze na śrubki, właduje niebotyczne pieniądze w imię zasad a pierwsza jazda po remoncie go rozczaruje...Bo nie tak to sobie wyobrażał. Druga rzecz to im więcej rozbierzemy, tym trudniej wszystko to później złożyć do kupy, tym dłużej to trwa bo doba ma przecież tylko 24 godziny...
To se pogadałem - czekam na riposty.
Amerykaniec: "Ok, we have George Bush but we have Stevie Wonder, Bob Hope and Jonny Cash too!"
Polak: "We have Kaczyński and... No Wonder, No Hope and No Cash..."
Polak: "We have Kaczyński and... No Wonder, No Hope and No Cash..."
Re: Sens remontu od A do Z - wątek finansowo-filozoficzny.
Słuszne wnioski (chyba) . Ale ja robię tak samo.
A co do Sokołów:
A co do Sokołów:
Jak byłem na ostanio Czersku w 2014 roku, to było kilkadziesiąt Sokołów, ale chyba tylko jeden ,,miał odwagę" przyjechać na kołach. Reszta twardzieli weteraniarzy bała przybrudzić pyłkiem i przyjechała lawetami. Jaki sens mieć pojazd i nim nie jeździć?Cinek pisze: Oczywiście co innego gdy posiadamy Sokoła 1000 a co innego w przypadku mojego Mińska. Taplanie w błocie tego pierwszego byłoby zbrodnią.
Syrena 105L 1980
1938 NSU 251 OSL
1956 Iż 49
1962 Junak M10
1979 2x Jawa Mustang
197... Komar
1938 NSU 251 OSL
1956 Iż 49
1962 Junak M10
1979 2x Jawa Mustang
197... Komar
Ja odnoszę wrażenie, że ludzie robiący remonty A-Z po prostu w pewien sposób chcą się sprawdzić.
Kiedyś prawdopodobnie kleili samoloty obrabiając każdy element nożykiem introligatorskim i dobierając farbki modelarskie a teraz remontują pojazdy w skali 1:1.
Nie tyle jest to maszyna służąca przemieszczaniu się co pokaz zdolności manualnych właściciela ===jak wspomniany samolot, obrazek z puzzli, okręt w butelce czy oprawiony łeb szczupaka.
Fajnie byłoby mieć taki pojazd, ale do postawienia sobie w charakterze statycznej rzeźby, ponieważ strach wyjechać. Nowy lakier, pancerze linek, tapicerka, chromy. Czyściutki silnik i komora. Podziwiam ludzi, którzy to robią (jak np. Kozak z forum) ale osobiście jestem zwolennikiem naprawiania tylko tego co jest zepsute. Pod warunkiem oczywiście, że stan wyjściowy na to pozwalał. Czyli łaty na podłogę, olej w profile, co kilka lat odświeżyć, prysnąć z zewnątrz.
Na ten przykład lubię JEŹDZIĆ Polonezem ale czy chciałbym rozebrać na atomy i zbudować pojazd w stanie igła do odstawienia na kołki i pucowania? Raczej nie. To nie jest mebel.
Pzdr
Kiedyś prawdopodobnie kleili samoloty obrabiając każdy element nożykiem introligatorskim i dobierając farbki modelarskie a teraz remontują pojazdy w skali 1:1.
Nie tyle jest to maszyna służąca przemieszczaniu się co pokaz zdolności manualnych właściciela ===jak wspomniany samolot, obrazek z puzzli, okręt w butelce czy oprawiony łeb szczupaka.
Fajnie byłoby mieć taki pojazd, ale do postawienia sobie w charakterze statycznej rzeźby, ponieważ strach wyjechać. Nowy lakier, pancerze linek, tapicerka, chromy. Czyściutki silnik i komora. Podziwiam ludzi, którzy to robią (jak np. Kozak z forum) ale osobiście jestem zwolennikiem naprawiania tylko tego co jest zepsute. Pod warunkiem oczywiście, że stan wyjściowy na to pozwalał. Czyli łaty na podłogę, olej w profile, co kilka lat odświeżyć, prysnąć z zewnątrz.
Na ten przykład lubię JEŹDZIĆ Polonezem ale czy chciałbym rozebrać na atomy i zbudować pojazd w stanie igła do odstawienia na kołki i pucowania? Raczej nie. To nie jest mebel.
Pzdr
::::Poradnik kompleksowej wiedzy syrenkowej ==UZUPEŁNIENIE GLINKI::::
===> http://chomikuj.pl/mariuszw2145/SYRENA <===
::::Najljepsze jest nalanie do pełna w progi łoju baraniego na gorąco::::
===> http://chomikuj.pl/mariuszw2145/SYRENA <===
::::Najljepsze jest nalanie do pełna w progi łoju baraniego na gorąco::::
Zacznijmy od tego, że remontując pojazd od A do Z z góry trzeba założyć, że człowiek ma na to czas, miejsce i pieniądze, no i robi to dla siebie. Z góry zakładając, że to jakaś lokata kapitału, że "jak coś to kasa się zwróci" są nie na miejscu i jeśli ktokolwiek o tym myśli - od razu trzeba sobie taki remont odpuścić.
Niestety, w przypadku remontów pojazdów popularnych pieniądze nigdy się nie zwrócą, nigdy nie wyjdzie się na zero, zawsze się straci. Im popularniejszy pojazd tym więcej się na takim pojeździe traci, dlatego remonty 126p, Polonezów czy 125p na ten przykład są sensowne tylko "dla siebie", z Syreną jest trochę lepiej, ale też nie ma co liczyć że się kasa zwróci (nie wiem jak z motocyklami - nie moja bajka, ale pewnie jest podobnie).
Oczywiście nie można popadać w skrajność, tzn. jeździć totalnie zapuszczonym gruzem. Ale klasyk nie musi być lśniący, świeżo polakierowany, na samych fabrycznie nowych częściach - żeby sprawiał przyjemność!
Z drugiej strony - nie było mi wygodnie w maluchu, to kupiłem wygodną Skodę i powiem szczerze - fajniej nią jeździć, niż wozić coś innego na lawecie
Ale każdy lubi co innego
Niestety, w przypadku remontów pojazdów popularnych pieniądze nigdy się nie zwrócą, nigdy nie wyjdzie się na zero, zawsze się straci. Im popularniejszy pojazd tym więcej się na takim pojeździe traci, dlatego remonty 126p, Polonezów czy 125p na ten przykład są sensowne tylko "dla siebie", z Syreną jest trochę lepiej, ale też nie ma co liczyć że się kasa zwróci (nie wiem jak z motocyklami - nie moja bajka, ale pewnie jest podobnie).
Do tego dochodzi każdy, kto chce swoim klasykiem/zabytkiem/youngtimerem jeździć. Rozbebeszenie czegoś może wykluczyć auto z eksploatacji na dłuższy czas. A przecież ten pojazd ma sprawiać przyjemność z jazdy.Cinek pisze:Kolejna rzecz, do której musiałem sam dojść z czasem to trywialny i stary jak świat wniosek - jak działa to nie ruszaj.
Oczywiście nie można popadać w skrajność, tzn. jeździć totalnie zapuszczonym gruzem. Ale klasyk nie musi być lśniący, świeżo polakierowany, na samych fabrycznie nowych częściach - żeby sprawiał przyjemność!
Z jednej strony jestem w stanie to zrozumieć, bo (i tu znów przykład z samochodowego podwórka) wiem jak niewygodna jest długa jazda np. Jeepem Willysem i nie wyobrażam sobie jechać na kołach na drugi koniec Polski. Komuś może podobać się taki samochód, może go mieć i lubić nim jeździć na imprezie czy na krótkich dystansach, ale daleka jazda może być już gehenną.suchy pisze:Reszta twardzieli weteraniarzy bała przybrudzić pyłkiem i przyjechała lawetami. Jaki sens mieć pojazd i nim nie jeździć?
Z drugiej strony - nie było mi wygodnie w maluchu, to kupiłem wygodną Skodę i powiem szczerze - fajniej nią jeździć, niż wozić coś innego na lawecie
Ale każdy lubi co innego
DizzyX, jasne że dla siebie kasy się nie liczy, no chyba że ktoś jest taki jak ja i.....liczy.
To może napiszę to ponownie ale w inny sposób, nie wiem czy jazda dajmy na to MIńskiem będzie sprawiała mi frajdę, więc na razie robię to co było niezbędne...Po pierwsze nie stać mnie na to by jednorazowo wysupłać się na szkiełkowanie, nowe chromy i inne cuda wianki, po drugie jeśli poczuję chemię do tego motocykla to resztę będę robił na raty....Jeśli poczuję zawód - będę mniej w plecy.
Za 126 nawet się nie biorę, miałem w życiu trzy i nie wspominam miło, chyba że traktować je jako lokatę kapitału (ale górka chyba jest w tej chwili, droższe nie będą).
Pozdro!
To może napiszę to ponownie ale w inny sposób, nie wiem czy jazda dajmy na to MIńskiem będzie sprawiała mi frajdę, więc na razie robię to co było niezbędne...Po pierwsze nie stać mnie na to by jednorazowo wysupłać się na szkiełkowanie, nowe chromy i inne cuda wianki, po drugie jeśli poczuję chemię do tego motocykla to resztę będę robił na raty....Jeśli poczuję zawód - będę mniej w plecy.
Za 126 nawet się nie biorę, miałem w życiu trzy i nie wspominam miło, chyba że traktować je jako lokatę kapitału (ale górka chyba jest w tej chwili, droższe nie będą).
Pozdro!
Amerykaniec: "Ok, we have George Bush but we have Stevie Wonder, Bob Hope and Jonny Cash too!"
Polak: "We have Kaczyński and... No Wonder, No Hope and No Cash..."
Polak: "We have Kaczyński and... No Wonder, No Hope and No Cash..."
No to i ja coś dorzucę.
Mamy na tapecie tego Mińska i mamy Sokoła.
Zgodzę się, że jeśli coś działa to lepiej tego nie ruszać, ale tak najczęściej jest w przypadku pojazdów kilku, kilkunastoletnich. I skoro taki kilkunastoletni Mińsk działa to po co go rozgrzebywać. W przypadku pojazdy kilkudziesięcioletniego, to raczej wizualnie będzie to padaczka, może też być to pojazd-puzzle, którego remont i kompletowanie trwa zwykle kilka lat. Wiadomo też, że remont takiego Sokoła, wraz z zakupem części, dorabianiem... etc. to wydatek kilkudziesięciu tysięcy.
Jak kogoś stać aby wydać taką sumę i nie jest to zbyt odczuwalne dla kieszeni takiej osoby, to wiadomo, że będzie podchodziła do użytkowania takiego pojazdy z większym luzem, a zatem jedna ryska, dwie, czy podobne zużycie eksploatacyjne nie będzie stanowić tragedii. W przypadku zjadacza chleba zarabiającego pi razy oko średnią krajową to już może być inne odczucie.
Dochodzi do tego długotrwała jazda takim zależy od upodobań, jeden woli komfortowo przejechać autem z zabytkiem na lawecie, a drugi lubi bliższy kontakt z historią motoryzacji.
Podam jeszcze jeden przykład, albo dwa.
Pojechałem sobie kiedyś na zlot wyremontowaną przeze mnie Osą na mały okoliczny zlot. Generalnie uważam, że moto jest do jazdy (mojej), a innych może cieszyć oko. Chodzę sobie i oglądam inne zabytki, wracam a tam tatuś sadza na kanapie mojej Osy swojego synka żeby zrobić dziecku zdjęcie. Tylko, że zrobieniem zdjęcia był zainteresowany tatuś, a dzieciak tym co się znajduje na kierownicy, czyli kręceniem gałkami, przełącznikami i machaniem kierą na wszystkie strony z jak największą (jak na dziecko siłą). Jak byście zareagowali na takie zachowanie?
Drugi przykład - inny zlot. Kolega - fanatyk Junaka. Sytuacja podobna tatuś sadza na kanapę dziecko aby mu zrobić zdjęcie... na koniec wgniecenie w zbiorniku paliwa. Więc niech niektórzy trochę popatrzą na temat z tej strony.
Mamy na tapecie tego Mińska i mamy Sokoła.
Zgodzę się, że jeśli coś działa to lepiej tego nie ruszać, ale tak najczęściej jest w przypadku pojazdów kilku, kilkunastoletnich. I skoro taki kilkunastoletni Mińsk działa to po co go rozgrzebywać. W przypadku pojazdy kilkudziesięcioletniego, to raczej wizualnie będzie to padaczka, może też być to pojazd-puzzle, którego remont i kompletowanie trwa zwykle kilka lat. Wiadomo też, że remont takiego Sokoła, wraz z zakupem części, dorabianiem... etc. to wydatek kilkudziesięciu tysięcy.
Jak kogoś stać aby wydać taką sumę i nie jest to zbyt odczuwalne dla kieszeni takiej osoby, to wiadomo, że będzie podchodziła do użytkowania takiego pojazdy z większym luzem, a zatem jedna ryska, dwie, czy podobne zużycie eksploatacyjne nie będzie stanowić tragedii. W przypadku zjadacza chleba zarabiającego pi razy oko średnią krajową to już może być inne odczucie.
Dochodzi do tego długotrwała jazda takim zależy od upodobań, jeden woli komfortowo przejechać autem z zabytkiem na lawecie, a drugi lubi bliższy kontakt z historią motoryzacji.
Podam jeszcze jeden przykład, albo dwa.
Pojechałem sobie kiedyś na zlot wyremontowaną przeze mnie Osą na mały okoliczny zlot. Generalnie uważam, że moto jest do jazdy (mojej), a innych może cieszyć oko. Chodzę sobie i oglądam inne zabytki, wracam a tam tatuś sadza na kanapie mojej Osy swojego synka żeby zrobić dziecku zdjęcie. Tylko, że zrobieniem zdjęcia był zainteresowany tatuś, a dzieciak tym co się znajduje na kierownicy, czyli kręceniem gałkami, przełącznikami i machaniem kierą na wszystkie strony z jak największą (jak na dziecko siłą). Jak byście zareagowali na takie zachowanie?
Drugi przykład - inny zlot. Kolega - fanatyk Junaka. Sytuacja podobna tatuś sadza na kanapę dziecko aby mu zrobić zdjęcie... na koniec wgniecenie w zbiorniku paliwa. Więc niech niektórzy trochę popatrzą na temat z tej strony.
Widelec pisze:a dzieciak tym co się znajduje na kierownicy, czyli kręceniem gałkami, przełącznikami i machaniem kierą na wszystkie strony z jak największą (jak na dziecko siłą). Jak byście zareagowali na takie zachowanie?
Zacznę od końca, od tej drugiej sprawy - kolega pozwolił? Jeśli tak, to niestety "ponosił ryzyko". Jeśli nie, a po prostu ktoś mu się na moto władował - szybko cyknąłbym fotę i dzwonił na Policję, że ktoś mi uszkodził moto...Widelec pisze:Sytuacja podobna tatuś sadza na kanapę dziecko aby mu zrobić zdjęcie... na koniec wgniecenie w zbiorniku paliwa.
Niestety znam te sytuacje aż za dobrze z różnych imprez. Niestety, jaki by to nie był pojazd, zawsze trzeba pilnować. Raz oberwałem w plecy Harleyem WLA. Właściciel nie pilnował, ja stałem tyłem do moto pilnując samochodu. Dzieciak podszedł i próbował się wdrapać, a finalnie położył moto na mnie... bolało jak diabli...
Inna sytuacja - Opel Kadett KJ-38 znajomego, jasna tapicerka w środku. Odeszliśmy od auta przebrać się. Wracamy - dzieciak w ubłoconych butach na fotelach...
Niestety ludzie są niereformowalni, uważają że na takich imprezach/wystawach/pokazach można im wszystko, ładować się do samochodów, na samochody itp. Nawet jeśli zadasz pytanie "a jak ja bym się pani/panu z błotem do auta władował to co?" albo "w muzeum też pani/pan na eksponaty włazi?" to nie potrafią odpowiedzieć... Tak że trzeba pilnować, nawet nie można zostawić auta zamkniętego, bo poobijają (istną dzicz widziałem na Retro Motor Show, gdzie pewna pani prawdopodobnie obiła Ferrari, bo musiała jak najbliżej...), opierają się, rysują, niszczą i mają w nosie - "wolno, przecież po to tu jest, to nie moje"...
Albo inna sprawa - raz na pikniku militarnym jacyś goście odkręcili znajomemu koło zapasowe z pancerza transportera. Pytanie - po co? "Aaa, poturlać sobie chcieliśmy"...
Tak że czasem lepiej "być burakiem" i powiedzieć nie, niż później żałować obitego baku w moto na ten przykład... ludzie nie zdają sobie sprawy ile czasu, pracy, nerwów i PIENIĘDZY kosztuje remont takich pojazdów lub zachowanie ich w stanie oryginalnym...
Re: Sens remontu od A do Z - wątek finansowo-filozoficzny.
sens kolekcjonerski ja mam motocykli ... sam wiesz ile, a część z nich robiona żeby były w 100% sprawne i żeby tylko stały i się kurzyły w garażu.... dlaczego ? bo chce do jazdy mam jajko, ewentualnie ogra i tylesuchy pisze: Jaki sens mieć pojazd i nim nie jeździć?
Twoj symbol WSK twój bak słodko zaokrąglony...
Dewiacji posiadania nie da się wyleczyć
mój mail:
motonita@syrena.biz
Dewiacji posiadania nie da się wyleczyć
mój mail:
motonita@syrena.biz
Ja w takich sytuacjach mówię - KROK W TYŁ PROSZĘ ! (a klnę oczywiście po cichu)
Roman roman.bloszyk@gmail.com 799 860 545
KATALOGI CZĘŚCI ZAMIENNYCH
Syrena 100, 101, 102 na płycie CD
Wydanie I 1959r i wydanie II 1962r
KOSZULKI Z NADRUKIEM
Dla Syreniarzy - wszystkie modele i roczniki
i dziewęć pozostałych aut z PRL
KATALOGI CZĘŚCI ZAMIENNYCH
Syrena 100, 101, 102 na płycie CD
Wydanie I 1959r i wydanie II 1962r
KOSZULKI Z NADRUKIEM
Dla Syreniarzy - wszystkie modele i roczniki
i dziewęć pozostałych aut z PRL